poniedziałek, 8 lutego 2010

Czy Darwin jadł martwe sowy?


Tak, ale zrobił to tylko jeden raz.
Studiując teologię (jak wiadomo, robił to bez przekonania) na Uniwersytecie w Cambridge został członkiem Klubu Żarłoka, czy jak kto woli Klubu Smakosza. Członkowie klubu mieli swoistą fantazję, by poszukiwać zwierząt jadalnych, których nie można było znaleźć w zwykłych kartach dań.
Syn Darwina, Francis, szperając w listach ojca, zauważył, że członkowie klubu preferowali jastrzębia i bąka, ale też "ochoczo dzielili się starymi puszczykami", które niezwykle im smakowały.
Po latach Darwin całkowicie uległ światu nauki, tracąc wiarę w Boga, ale nigdy nie przestał ulegać niecodziennym pokusom kulinarnym.
W czasie podróży na statku Beagle jadł pancerniki, które jak stwierdził "smakowały jak kaczki" oraz gryzonia koloru czekoladowego, który "smakował lepiej niż jakiekolwiek mięso" - prawdopodobnie było to aguti (z rodziny Dasyproctidae, co po grecku znaczy "włochaty tyłek")
W patagonii pałaszował półmisek mięsa pumy, które smakowało jak cielęcina.
Na Galapagos jadł iguanę, na wyspie Jamesa (San Salvador) zajadał się porcjami żółwia morskiego. Mimo tego, że żółwie okazały się później bardzo ważnymi zwierzętami dla jego teorii ewolucji nie przeszkadzało mu to w zjedzeniu tych (było ich 48 okazów), które znalazły się na statku Beagle.

Każdego roku, 12 lutego, a więc również i za kilka dni, w dniu urodzin Darwina, biolodzy biorą udział w "Uczcie Typów", czyli wspólnym posiłku złożonym z jak największej ilości różnorodnych gatunków zwierząt.

2 komentarze: