... są zwierzętami fototropijnymi. Zaprogramowane tak, by odwracać się od słońca i unikać kontaktu ze światłem. Są zwierzętami nocnymi i większość ich gatunków natychmiast ucieka w zetknięciu ze źródłem jakiegokolwiek światła. Nie sposób jednak jednoznacznie stwierdzić, co właściwie jest przyczyną tej ucieczki. Czy jest to genetycznie zaprogramowana reakcja chroniąca je przed innymi drapieżnikami, czy po prostu przeszkadza im światło. Na pewno wiadomo, że szybkość z jaką ucieka karaluch zależy m.in od wilgotności powietrza, gatunku karalucha i stopnia jego wygłodzenia. Przyglądając się tym nielubianym owadom dziwić może fakt, że karaluchy mają słaby wzrok. Okazuje się, że niebezpieczeństwo wyczuwają jako wibracje w swoim otoczeniu. Mają na grzbiecie dwie struktury, zwane tworami szczecinkowatymi - bardzo wrażliwe na podmuchy powietrza. Czyli, gdy ponagleni nocnym głodem wchodzimy po ciemku do kuchni, karaluch wykrywa naszą obecność nie wzrokiem, nie słuchem tylko wyczuwając prądy powietrza, które tworzymy swoją ruchliwą obecnością. Gdy już zapalimy światło przygotowany jest do odwrotu i zmyka w szczeliny, z których wyszedł.
Współczesna karaluchy są świetnie przystosowane do otoczenia. Gdy smacznie śpimy, z prawdziwym znawstwem terenu plądrują nasze kuchnie. Jedynie czego może się obawiać, to większych gryzoni, ale te atakują je tylko w ciągu dnia. W nocy największym ich wrogiem jest środek owadobójczy w aerozolu. No, ale komu by się chciało biegać po ciemku za karaluchami.
Zakładając zaś, że karaluch umiera śmiercią naturalną, to trzeba zwrócić uwagę na ich ułożenie, gdy osiągną stan zero. Zdechły owad leży na grzbiecie. Dlaczego? Otóż, gdy karaluch zdycha, sztywnieją mu nogi i upada na bok. A, że przeważnie mają spłaszczone ciałka o wąskich bokach, impet upadku i uderzenia o podłoże natychmiast przewraca je na grzbiet.
Oczywiście i tu wyodrębnić można pewne ciekawe klasyfikacje. Jak wyżej opisałam, zdychają małe karaluchy, takie jak prusaki i karaluchy brązowobokie. Istnieją również większe karaluchy, np. przybyszka amerykańska, czy karaluch wschodni - mają niżej położony ośrodek ciężkości - a te najczęściej zdychają "pyskiem do ziemi".
I jak ich nie polubić za takie umieranie?
It's elementary my dear Watson!
piątek, 10 lutego 2012
poniedziałek, 30 stycznia 2012
Wilno
Historia Wilna - Od krzyżackich zatarczek po niepodległą Litwę.
Z pewnością słyszeli Państwo kiedyś o Wilnie, pełnym pięknych, pochodzących w różnych okresów historycznych zabytków litewskim mieście. Dzisiaj jest to cenne miejsce dla każdego turysty oraz podróżników ze wszystkich stron świata. Jaka jest jednak przeszłość Wilna, jakie tajemnice kryje w swoich murach to miasto?
Odkrycia pokazują, że na terenach Wilna ludzie mieszkali jeszcze w mezolicie. Pierwsze oficjalne przekazy o istnieniu miasta pochodzą jednak dopiero z listu księcia Giedymina (dziada Jagiełły) do papieża Jana XXII. W tamtych czasach dużym postrachem Wilna (polskich ziem zresztą także) byli Krzyżacy, którzy kilkakrotnie napadli na miasto, plądrując je i podpalając . Dużym przełomem w dziejach miasta była unia z Polską w Krewie, kiedy to zawiązał się polsko-litewski sojusz. Z tej właśnie okazji w Wilnie wyprawiono uroczystość mającą na celu uczczenie przyjęcie chrztu przez Litwę, a miastu nadano prawa miejskie magdeburskie - wtedy też powstała podporządkowana Gnieznu katolicka diecezja wileńska. W latach 1503-1522 wybudowano mury obronne, które przetrwały do XVIII, bądź XIX wieku, kiedy to zostały zburzone (z wyjątkiem Ostrej Bramy). Prawdziwy ''Złoty Wiek'' przyszedł jednak do Wilna wraz z czasami zygmuntowskimi. W tym okresie powstała mennica, most na Wilejce, czy też liczne szpitale i pałace. W okresie tym Wilno było skupiskiem wielu narodowości, mieszkali w nim m.in. Litwini, Polacy, Białorusini, Żydzi, Niemcy, Ormianie, bądź Tatarzy. W 1579 roku Stefan Batory założył akademię prowadzoną przez Jezuitów, zaś niedługo po tym wydarzeniu pośród mieszkańców doszło do zatarczki na tle religijnym - głównie między katolikami, a wyznawcami kalwinizmu. W swej historii Wilno płonęło wiele razy, jednak w 1610 roku doszło do największego pożaru, który strawił zarówno ponad 4700 domostw jak i Zamek Dolny. Pod koniec XVIII wieku miasto znalazło się w zaborze rosyjskim. Ciekawostką jest, że 1812 roku przez Wilno przeszła licząca sobie ponad 200 tysięcy żołnierzy armia napoleońska - oczywiście wtedy także nie obyło się bez rabunków. Po pewnej namiastce wolności, miasto to znów wpadło pod panowanie Rosjan. W XIX wieku w Wilnie zaczęły powstawać liczne ugrupowania na tle patriotycznym, z którymi dosyć silnie związany był polski wieszcz narodowy Adam Mickiewicz. W 1920 roku miasto zostało zagarnięte przez Armię Czerwoną, jednak ''chwilę później'' oddano je Litwie. Piłsudski za wszelką cenę pragnął odzyskania tych terenów, dlatego też do ich pozyskania użył podstępu dzięki któremu weszły one w posiadanie Polski. W 1944 roku większość polskich mieszkańców została przesiedlona, a na ziemie te zaczęli zjeżdżać się Litwini oraz Rosjanie (tereny te należały wówczas do Związku Radzieckiego). Dopiero w 1991 Wilno stało się stolicą niepodległej Litwy.
Jak Państwo widzą, stolica Litwy nie miała łatwej przeszłości. Wielokrotnie przechodziła z jednych rąk do drugich, będąc plądrowana, podpalana i niszczona. Na szczęście po działaniach tych obecnie nie ma już ani jednego śladu, dzięki czemu zwiedzanie stolicy Litwy jest jedynie przyjemnością. Po całym dniu wrażeń związanych z wędrówką po tym mieście mogą Państwo wypocząć w jednym z hoteli, pensjonatów, bądź też domków letniskowych casamundo.
Stolica Litwy oprócz wrażeń kulturalnych z pewnością ''zadba'' o Państwa żołądek i ducha. Podróż do Wilna to podróż w głąb historii, która bez wątpienia nie raz Państwa zaskoczy.
* domki letniskowe casamundo do znalezienia tu
* polsko-litewski sojusz do poczytania tu
autor: M.P.
Fot. annakot4,źródło: flickr.com |
Stolica Litwy oprócz wrażeń kulturalnych z pewnością ''zadba'' o Państwa żołądek i ducha. Podróż do Wilna to podróż w głąb historii, która bez wątpienia nie raz Państwa zaskoczy.
* domki letniskowe casamundo do znalezienia tu
* polsko-litewski sojusz do poczytania tu
autor: M.P.
niedziela, 1 stycznia 2012
Miasto karłów - Chiny
Fot. z sieci |
Kuming to niewielka wioska w południowo - zachodnich Chinach, którą zamieszkują karły. Tylko ktoś o wzroście 130 cm i mniej może tam zamieszkać. Najwyższa osoba w tym nietypowym miejscu ma 120 cm wzrostu, najniższa tylko 61. Początkowo okolica ta miała być tylko azylem dla tych niezwykłych ludzi, którzy na codzień przechodzą udrękę wyszydzania i wyśmiewania. Z upływem czasu jednak, miejsce to stało się coraz większą atrakcją turystyczną, stąd pomysł władz, by stworzyć swoisty park rozrywki z całkowitym udziałem karłów. Obecnie, organizując wycieczkę do Chin biura turystyczne nie zapominają, by swoich turystów zawieźć do Kunming.
Fot. z sieci |
Pracownicy tego parku zarabiają 1,000 yuan (147 dolarów) na miesiąc razem z darmowym zakwaterowaniem. Tego typu warunki są dużo lepsze od zarobków jakie dostają studenci w Kunming zaraz po ukończeniu tutejszego uniwersytetu. Miejscowa "bajkowa księżniczka" Xiao Xiao wyznaje że około połowa tutejszych pracowników rozważało samobójstwo przed podjęciem bieżącej pracy. "Dla wielu ludzi jak my, jest ciężko znaleźć jakąkolwiek pracę" - wyznaje - "większość ludzi na zewnątrz parku patrzy na nas jak na osoby nienormalne, ale tutaj jest inaczej".
Poza kilkoma przypadkami nieprzystosowania (suche i gorące powietrze, nieprzewidywalne bójki między karłami) niskich ludzi do życia i pracy w Królestwie Krasnoludków, większość z nich uważa, że to wspaniałe rozwiązanie dla tych, których miejsce w prawdziwym życiu jest boleśnie ograniczone.
Menadżer Królestwa Krasnoludków, Wu Wei zapowiada, że w niedalekiej przyszłości zaplanowana jest rozbudowa parku wraz z zatrudnieniem około 600 pracowników. Jedynym problemem jest fakt, że nie jest łatwo zatrudnić ludzi o bardzo niskiej wysokości, tak jakby się to wydawało. Jak sama wyznaje: "Marketing jest głównym problemem, ponieważ większość karłów nie wie że Park Krasnoludków naprawdę istnieje". Zaplanowane jest również rekrutowanie karzełków spoza granicy Chin.
Mówiąc najkrócej, ci którzy chcą uniknąć drwin i dyskryminacji, ostatecznie mogą wylądować w parku rozrywki. Dla nie-Chińczyków może to być jednak znacznie trudniejsze. Nauka języka chińskiego, mimo rozpowszechnianego tam języka angielskiego, może być naprawdę wielkim wyzwaniem.
piątek, 23 grudnia 2011
Xmas
Można by powiedzieć, że określanie Świąt Bożego Narodzenia skrótem X-mas, to naturalna kolej rzeczy w naszym galopującym świecie. Niektórzy jednak twierdzą, że używanie tej potocznej nazwy dowodzi skali komercjalizacji Świąt Bożego Narodzenia.
X w Xmas, to pochodna greckiego odpowiednika liter Ch, jak w słowie Christas (Chrystus). Litera X oznacza Chrystusa, co najmniej od 1100 roku, a terminu Xmas użyto po raz pierwszy już w roku 1551. Znawca tematu, Eric Patridge zwraca uwagę, że Xianity to erudycyjny skrót angielskiego słowa Christianity (chrześcijaństwo), więc nie ma o co drzeć szat.
Jak się jednak okazuje, wbrew powszechnemu użyciu, zwrot Xmas nie podoba się tak wielu ludziom we współczesnym świecie, że jego zastosowanie, zgodnie z zachowaniem dobrego smaku, ogranicza się do literatury użytkowej i bannerów reklamowych.
Podręczniki stylu językowego "New York Timesa" w przypadku Xmas daje proste zalecenie: "NIGDY NIE UŻYWAĆ".
Zatem drodzy Czytelnicy: Merry Xmas!
X w Xmas, to pochodna greckiego odpowiednika liter Ch, jak w słowie Christas (Chrystus). Litera X oznacza Chrystusa, co najmniej od 1100 roku, a terminu Xmas użyto po raz pierwszy już w roku 1551. Znawca tematu, Eric Patridge zwraca uwagę, że Xianity to erudycyjny skrót angielskiego słowa Christianity (chrześcijaństwo), więc nie ma o co drzeć szat.
Jak się jednak okazuje, wbrew powszechnemu użyciu, zwrot Xmas nie podoba się tak wielu ludziom we współczesnym świecie, że jego zastosowanie, zgodnie z zachowaniem dobrego smaku, ogranicza się do literatury użytkowej i bannerów reklamowych.
Podręczniki stylu językowego "New York Timesa" w przypadku Xmas daje proste zalecenie: "NIGDY NIE UŻYWAĆ".
Zatem drodzy Czytelnicy: Merry Xmas!
czwartek, 8 grudnia 2011
Krzesło elektryczne
Na pomysł powstania krzesła elektrycznego wpadł... dentysta, Alfred P. Southwick. Jego pacjent zmarł w fotelu na skutek przypadkowego dotknięcia przewodu pod napięciem. Angielskie slowo electrocution oznacza przede egzekucję na krześle elektrycznym, a powstało z połączenia słów: execution i electricity. Dopiero później zaczęło oznaczać każdą śmierć spowodowaną porażeniem prądem.
W tym czasie, gdy dentysta wpadł na pomysł wykorzystania krzesła i prądu, pomiędzy T. Edisonem a G. Westinghose'em wybuchła ostra rywalizacja dotycząca typu produkowanego prądu. Edison był zwolennikiem prądu stałego, przekonywał społeczeństwo, że prąd zmienny jest niebezpieczny i w dowód na to, że ma rację wykorzystywał go do przeprowadzania egzekucji. Pod koniec XIX wieku "badał" działanie testowanego urządzenia (wraz z właścicielem patentu na krzesło elektryczne - Haroldem Brownem) uśmiercając wiele gatunków zwierząt. Z tego wniosek płynął jeden: że najlepszym w uśmiercaniu żywych istot jest prąd zmienny.
Pierwszy wyrok za pomocą tego wynalazku wykonano w 1908 roku w Stanach Zjednoczonych, w Auburn. Skazanym był William Kemmler, który zamordował swoją konkubinę siekierą. Przy pierwszej próbie egzekucja się nie powiodła. Kemmler był rażony prądem przez 17 sekund, ale przeżył. Napięcie zostało podniesione do 2000 V, lecz generator potrzebował czasu, żeby się ponownie naładować. W tym czasie poważnie poparzony Kemmler jęczał. Druga próba trwała ponad minutę, a cała scena była opisywana przez wielu świadków jako straszna: zapach palonego ciała i dym unoszący się z głowy Kemmlera. George Westinghouse w późniejszym komentarzu stwierdził: "lepiej by zrobili używając siekiery". Reporter, który był również świadkiem egzekucji powiedział, że było to "obrzydliwe widowisko, dużo gorsze niż powieszenie"...
Okazuje się również, że krzesła elektryczne znalazły nie tylko zastosowanie w szeroko pojętym sądownictwie.
W lipcu 2011 roku małżeństwo Andrew i Margaret Castle (mający oboje po lat 61), w pewnym angielskim miasteczku, w hrabstwie Lancashire uchodzili za wzorową parę. Ale, jak to bywa z wzorowymi małżeństwami, prawda nigdy nie jest taka, jak ją widzą inni. Otóż za zamkniętymi drzwiami garażu mąż konstruował dla żony... krzesło elektryczne. Za powód miał wystarczyć fakt, że pani Margaret chciała się rozwieść. Gdy wynalazek był gotowy, Andrew zwabił żonę do garażu i powiedział, by na chwilę usiadła, bo muszą porozmawiać. Kobieta w ostatniej chwili zorientowała się, co jej grozi i zdołała uciec. Pomysłodawcę niedoszłego czynu skazano na 10 lat więzienia.
Kobiety, żony swoich mężów, uchodzących za złote rączki - bądźcie czujne albo... do grobowej deski, choćby na kolanach po rozżarzonych węglach!
źródła: Wikipedia, "1001 Wynalazków"; www.se.pl
W tym czasie, gdy dentysta wpadł na pomysł wykorzystania krzesła i prądu, pomiędzy T. Edisonem a G. Westinghose'em wybuchła ostra rywalizacja dotycząca typu produkowanego prądu. Edison był zwolennikiem prądu stałego, przekonywał społeczeństwo, że prąd zmienny jest niebezpieczny i w dowód na to, że ma rację wykorzystywał go do przeprowadzania egzekucji. Pod koniec XIX wieku "badał" działanie testowanego urządzenia (wraz z właścicielem patentu na krzesło elektryczne - Haroldem Brownem) uśmiercając wiele gatunków zwierząt. Z tego wniosek płynął jeden: że najlepszym w uśmiercaniu żywych istot jest prąd zmienny.
Pierwszy wyrok za pomocą tego wynalazku wykonano w 1908 roku w Stanach Zjednoczonych, w Auburn. Skazanym był William Kemmler, który zamordował swoją konkubinę siekierą. Przy pierwszej próbie egzekucja się nie powiodła. Kemmler był rażony prądem przez 17 sekund, ale przeżył. Napięcie zostało podniesione do 2000 V, lecz generator potrzebował czasu, żeby się ponownie naładować. W tym czasie poważnie poparzony Kemmler jęczał. Druga próba trwała ponad minutę, a cała scena była opisywana przez wielu świadków jako straszna: zapach palonego ciała i dym unoszący się z głowy Kemmlera. George Westinghouse w późniejszym komentarzu stwierdził: "lepiej by zrobili używając siekiery". Reporter, który był również świadkiem egzekucji powiedział, że było to "obrzydliwe widowisko, dużo gorsze niż powieszenie"...
Okazuje się również, że krzesła elektryczne znalazły nie tylko zastosowanie w szeroko pojętym sądownictwie.
W lipcu 2011 roku małżeństwo Andrew i Margaret Castle (mający oboje po lat 61), w pewnym angielskim miasteczku, w hrabstwie Lancashire uchodzili za wzorową parę. Ale, jak to bywa z wzorowymi małżeństwami, prawda nigdy nie jest taka, jak ją widzą inni. Otóż za zamkniętymi drzwiami garażu mąż konstruował dla żony... krzesło elektryczne. Za powód miał wystarczyć fakt, że pani Margaret chciała się rozwieść. Gdy wynalazek był gotowy, Andrew zwabił żonę do garażu i powiedział, by na chwilę usiadła, bo muszą porozmawiać. Kobieta w ostatniej chwili zorientowała się, co jej grozi i zdołała uciec. Pomysłodawcę niedoszłego czynu skazano na 10 lat więzienia.
Kobiety, żony swoich mężów, uchodzących za złote rączki - bądźcie czujne albo... do grobowej deski, choćby na kolanach po rozżarzonych węglach!
źródła: Wikipedia, "1001 Wynalazków"; www.se.pl
Subskrybuj:
Posty (Atom)